wtorek, 29 września 2020

Pracoholizm w czasie COVID-19



Pandemia spowodowała nagły wprost pracy zdalnej. Co ciekawe, korporacje były przyzwyczajone do tego typu choroby, podobnie jak wszelcy freelancerzy i specjaliści IT, natomiast część osób musiała do tego trybu przywyknąć i się w niego wdrożyć. Bardzo szybko okazało się, że taka praca ma wiele zalet - zaoszczędza czas i pieniądze na dojazd, który nieraz bywa frustrujący w dużych miastach, pracownik jest bardziej elastyczny pod kątem godzin pracy.

Ma też swoje wady, które, mam wrażenie, uwydatniają się, gdy praca zdalna jest koniecznym i jedynym sposobem pracy (a nie  tylko dorywczym "benefitem"). 
Często pracownicy uelastyczniają się za bardzo - przestają grubą linią oddzielać życie zawodowe od prywatnego, przyzwyczajają się do nadgodzin, wieczornych telekonferencji, dostępności całą dobę "pod telefonem". Dużo trudniej jest wyznaczyć godzinę zakończenia pracy, dokładny termin upłynięcia 8-miu godzin.

Można stwierdzić, że praca zdalna, mimo swoich zalet, zaburzyła również pewny system - ten prywatny, rodzinny. Wkroczyła do domu, do rodziny, pojawiła się podczas śniadania (gdy sprawdzamy skrzynkę email), podczas obiadu (gdy kątem oka przygotowujemy się do telekonferencji z szefem) czy kolacji (gdy planujemy grafik na kolejny dzień). Obserwując przyjaciół mam wrażenie, że przyczyniła się też do wzrostu pracoholizmu - bo przecież pracując zdalnie nie wychodzimy "z pracy". Komputer i telefon są na wyciągnięcie dłoni, tuż obok...

Sam pracoholizm nie jest uwzględniony w ICD-10 czy DSM-5, jednakże zwykle w diagnostyce wykorzystuje się ogóle objawy uzależnienia z ICD-10, a więc w tym wypadku możemy wyróżnić:
  • silną potrzebę lub poczucie przymusu wykonywania czynności związanych z pracą zawodową,
  • subiektywne przekonanie o mniejszych możliwościach kontrolowania swoich zachowań związanych z pracą, tj. trudności w powstrzymywaniu się od wykonywania czynności zawodowych, w kontrolowaniu ilości czasu poświęcanego na wykonywanie czynności związanych z pracą zawodową oraz w kontrolowaniu ilości wykonywanych zadań zawodowych,
  • występowanie przy próbach przerwania lub ograniczenia pracy stanów niepokoju, rozdrażnienia czy gorszego samopoczucia oraz ustępowanie tych stanów z chwilą powrotu do wykonywania zadań zawodowych,
  • spędzanie coraz większej ilości czasu w pracy w celu zredukowania niepokoju, osiągnięcia zadowolenia czy dobrego samopoczucia, które poprzednio uzyskiwane były w normalnym czasie pracy,
  • postępujące zaniedbywanie alternatywnych źródeł przyjemności lub dotychczasowych zainteresowań na rzecz wykonywania obowiązków zawodowych,
  • wykonywanie czynności zawodowych pomimo szkodliwych następstw (fizycznych, zdrowotnych, psychicznych i społecznych), o których wiadomo, że mają związek z poświęcaniem dużej ilości czasu na pracę.
Aby zdiagnozować pracoholizm, muszą wystąpić co najmniej trzy z powyższych objawów (w ciągu ostatniego roku).

Dodam jeszcze, że szacuje się, że pracoholizm dotyczy około 5% społeczeństwa. Czy obecnie, po ponad 6 miesiącach od rozpoczęcia pandemii ten odsetek jest większy - nie wiem. Chociaż mam podejrzenia, że tak może być.

A jaki Wy macie stosunek do pracy zdalnej? Czy mieliście okazję z niej korzystać w ostatnim czasie? Czy umiecie mimo wszystko utrzymać tak zwany "work-life balance"?
Podzielcie się proszę swoimi spostrzeżeniami!

sobota, 4 kwietnia 2020

Ten trudny bezprecedensowy czas - pandemia koronawirusa



Moi Drodzy,

wszyscy mierzymy się ostatnio z bezprecedensową sytuacją zdrowotną, społeczną, gospodarczą.
Z dnia na dzień, dla naszego wspólnego dobra, zrezygnowaliśmy z codziennych rutyn i zwyczajów. 

Wielu z nas musi stawić czoła poważnym problemom - utracie lub zawieszeniu pracy, braku zarobków, zamknięciom szkół i przedszkoli, ograniczeniu lub braku dostępności wielu lekarzy i specjalistów, zakazom odwiedzin w ośrodkach zamkniętych, szpitalach.

Obecna sytuacja nie tylko spowodowała utratę pewnych dóbr. Jesteśmy przerażeni tym, co jeszcze nas czeka. Może będziemy potrzebować pilnej wizyty u dentysty? Może w sklepach braknie podstawowych produktów spożywczych? Może ceny wzrosną w ogromnym tempie? Czujemy lęk przed nieznanym, przed utratą bezpieczeństwa, spokoju, komfortu.

Są wśród nas i tacy, którzy w tej niezwykle trudnej sytuacji są zmuszeni do kontynuowania pracy mimo ogromnej ekspozycji na innych ludzi. Mówimy tu o lekarzach, pielęgniarkach, sprzedawcach w sklepach, na stacjach benzynowych, urzędnikach, kierowcach autobusów oraz tirów, pracownikach fabryk. Oni są bohaterami - działają dla naszego wspólnego dobra, często za nieadekwatne wynagrodzenie. Z pewnością każdego dnia mierzą się z dużym stresem, presją i lękiem.

Z drugiej strony media zarzucają nas informacjami o sytuacji na świecie. We Włoszech wczoraj liczba dotychczasowych zmarłych wynosiła 14 681. Każdego dnia rosła ona ostatnio o 700-800 osób. W USA liczba zakażonych to obecnie 278 568. Wirus dotarł na każdy kontynent i nie oszczędza nikogo - nie ma tu znaczenia płeć, rasa, pochodzenie, stan konta. Słyszeliśmy, że zachorował książę Monako, książkę Walii, Pink, Tom Hanks.

Mamy prawo obawiać się o własne zdrowie i życie. To oczywiste, że naszym podstawową reakcją jest chęć ochrony siebie i bliskich. 

Postępujemy więc zgodnie z zaleceniami i zaufajmy instytucjom zdrowotnym. Tylko spokój, zaufanie i ostrożność mogą nam pomóc wyjść z obecnej sytuacji. 

Zadbajmy też o bezpieczeństwo innych. Maseczka ma na celu ochronę nie tylko Ciebie, ale również innych wokół. 
Szanujmy się nawzajem. 
Ograniczmy wizyty w sklepach do minimum, tak, aby w tym czasie dać również innym szansę na zakupy. Nie róbmy zapasów. 
Dostrzegajmy potrzebujących - starszych sąsiadów, rodziców, którzy muszą zostać w domu, aby opiekować się pociechami. Zwróćmy uwagę na samotnych.
Zaopiekujmy się swoimi bliskimi - doceńmy swoją obecność, zdrowie i komfort. Dziękujmy sobie za każdy dzień i każdą chwilę.

W tym trudnym czasie życzę Wam wszystkim dużo spokoju, zdrowia, bezpieczeństwa. Życzę, aby sytuacja została niebawem opanowana! Trzymajcie się ciepło!

sobota, 9 lutego 2019

"Nie martw się, na pewno się wkrótce oświadczy", czyli o gadaniu innych ludzi




Witajcie!


Miałam ostatnio niezwykle dziwną rozmowę z moim przyjacielem. Znamy się od dziecka, traktujemy się jak rodzeństwo, rozmawiamy szczerze o wszystkim, bez wyjątków. Przez długi czas nie myślał poważnie o przyszłości i małżeństwie, aż w końcu kilka tygodni temu dojrzał i oświadczył się swojej dziewczynie. Zwróciłam uwagę na to jaki odmieniony jest ostatnio:

Ja: Widzę, że jesteś bardzo szczęśliwy, cieszę się!
On: No pewnie, że jestem. A ty? Twój się w końcu oświadczył?
Ja: Nie.
On: Nie martw się, na pewno się wkrótce oświadczy!

Dodam jedynie, że jestem w bardzo szczęśliwym związku od 3 lat, mój mężczyzna jeszcze nie podjął tej deklaracji, co nie oznacza, że rozpaczam i na to niecierpliwie czekam. Nawet jeśli bym niecierpliwie czekała to nie oznacza to, że jestem załamana i się "martwię". Jestem młoda, uważam, że wiele jeszcze nie przede mną, uważam też, że taka deklaracja to poważna decyzja i rozumiem, że mężczyzna może potrzebować więcej czasu.
Przyznam, że byłam nieco rozczarowana zachowaniem człowieka, którego znam od lat, który zna mnie na wylot. Prędzej spodziewałabym się tego od ciotek a nie od człowieka w moim wieku.

Był to jeden z momentów kiedy bardzo dotkliwie poczułam ocenę innych ludzi. Wcześniej, może i na moje szczęście, nie słyszałam wprost słów krytyki w temacie mojego życia uczuciowego. Uważam, że jest to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nawet jeśli pojawiały się pytania od wujków "kiedy ślub?" podchodziłam do tego z dystansem i uśmiechem. Słowa człowieka w moim wieku, czyli wciąż młodego, zadziałały na mnie jak płachta na byka. Czy naprawdę uważa, że martwię się, bo po 3 latach nie zobaczyłam jeszcze pierścionka? Czy powinnam się martwić? Czy jestem już na tyle "stara", że powinnam się zaręczyć?

Jednocześnie jest wiele innych kobiet, które również są wytykane palcami. Ta ma 35 lat i nadal jest panną, tamta się rozwiodła, ta wzięła ślub zaraz po 20-stych urodzinach (pewnie jest w ciąży). A jak dziewczyna ma 25 lat to dawno powinnam być po ślubie. Te i inne utarte przekonania słyszymy wciąż od nowa.

Ludzie mówili, mówią i będą mówić. Czy tylko jest sens się tym przejmować?

A Wy byliście kiedyś w takiej sytuacji? Słyszeliście podobne komentarze? Jak na nie reagujecie? :) Czekam na Wasze opinie!

Miłego weekendu!
K.

sobota, 26 stycznia 2019

Dlaczego mi się chce, czyli o motywacji


Po swojej długiej nieobecności chciałabym poruszyć temat, który, być może, mnie wytłumaczy, a jest to temat motywacji :)

Czemu jednym "się chce" a innym nie?

Źródło: thinkstockphotos.com


Źródłem wszystkiego jest motywacja. 
W psychologii jest to zespół procesów psychicznych, bądź fizjologicznych, które ukierunkowane są na osiągnięcie pewnych istotnych dla jednostki stanów i kierują zachowaniem, tak aby osiągnąć zamierzony wynik. Czasami jesteśmy świadomi tego, do jakiego stanu zmierzamy - wówczas mówimy, że nasze działania mają określony cel.

Motywować mogą nas czynniki zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne. Jesteśmy motywowani wewnętrznie, gdy sami, z własnego wyboru dążymy do zaspokojenia swoich potrzeb. Motywacja zewnętrzna pobudzona może być przez pewne konsekwencje zewnętrzne - odwołując się do behawioryzmu możemy mówić o karach i nagrodach. Do nadgodzin i terminowego zakończenia projektu może więc motywować nas wizja solidnej premii od szefa. Z drugiej strony wiemy, że gdy nie spłacimy kredytu w terminie będziemy zobligowani zapłacić odsetki.

W ostatnim czasie modne staje się tworzenie noworocznych postanowień, prowadzenie notatników czy aplikacji mierzących nasze postępy. Od nowego roku postanawiamy ćwiczyć, rzucić palenie, lepiej się odżywiać, odkładać pieniądze czy zacisnąć więzi z bliskimi. Chciałabym jednak odwołać się do jednej z najbardziej znanych teorii motywacji, czyli teorii Abrahama Maslowa.

Zapewne piramida potrzeb Maslowa jest znana większości. Warto jednak poświęcić jej chwilę, skupiając się na jej poszczególnych częściach. Autor uważał, że aby spełnić potrzeby wyższego rzędu konieczne jest zaspokojenie potrzeb wcześniejszych, bardziej podstawowych. Źródłem motywacji do działania jest zatem zaspokojenie poprzednich potrzeb.


  • Za podstawowe potrzeby uznał potrzeby fizjologiczne, takie jak np. pragnienie, głód, sen, prokreacja, ochrona przed chłodem, gorącem.
  • Wyżej znalazły się potrzeby bezpieczeństwa - można do nich zaliczyć stabilizację, stabilność ekonomiczną, bezpieczeństwo osobiste, ale także chęć zachowania dobrego zdrowia.
  • Na kolejnym miejscu znajduje się potrzeba przynależności - afiliacji. Człowiek pragnie kochać, zawierać i utrzymywać pozytywne relacje z otoczeniem, być akceptowanym bez względu na swoje poglądy, wyznanie czy przynależność rasową.
  • Kolejne są potrzeby uznania i szacunku, nie tylko od innych, ale także od samego siebie.
  • Najwyżej znajduje się potrzeba samorealizacji. Zaliczyć do niej można chęć rozwoju zawodowego czy też osobistego, zdobywania nowej wiedzy, poszerzania horyzontów.
Teoria ta może wyjaśnić dlaczego np. będąc w trudnej sytuacji finansowej czy czując się zagrożonym, człowiek nie stawia za priorytet rozwoju relacji interpersonalnych i nie zależy mu na licznych wyjściach do knajp ze znajomymi. Tak samo człowiek, który nie ma szacunku do samego siebie, nie traktuje się poważnie, głodzi się czy podejmuje się innych zachowań autodestrukcyjnych  może nie rozważać rozwoju osobistego czy zawodowego.

 Mam wrażenie, że piramida Maslowa w sposób bardzo ciekawy tłumaczy dlaczego pewne rzeczy nie są dla nas lub dla naszych bliskich istotne w danym momencie. Oczywiście, wokół tej teorii pojawiło się wiele kontrowersji i wątpliwości - jak wokół każdej teorii. Czy aby na pewno mamy jedynie 5 głównych potrzeb? Może jednak jest ich więcej? I czy na pewno można w ten sposób wszyscy działamy w ten sam sposób? 

A jakie jest Wasze zdanie? :) 

poniedziałek, 29 maja 2017

Jestem chora psychicznie, ale mogę wziać się w garść? Kilka słów o tym jak traktowane są choroby psychiczne.

http://caribbeannewsservice.com/now/wp-content/uploads/2017/04/2B-Sonia-Mental-Health-Salt-Lake-Community-College.jpg


 

"Nie martw się"
"Weź się w garść"
"Zmień swoje myślenie"

Słyszymy to wciąż i wciąż, jak mantrę, gdy tylko źle się czujemy czy mamy podły nastrój. Także gdy coś trudnego dzieje się w naszym życiu - gdy tracimy bliskich, pracę, miłość, rozum, rękę czy nogę... Gdy leżymy w szpitalu po wypadku lub dowiadujemy się o ciężkiej chorobie. Cokolwiek by się nie działo, nasi towarzysze rzucają krótkie "nie martw się" okraszone uśmiechem na ustach, jakby właśnie dawali nam lekarstwo na wszystkie nasze problemy. Że też wcześniej na to nie wpadliśmy! Przecież tak łatwo zapomnieć, nie martwić się, otrzepać się i żyć dalej...

Inspiracją do dzisiejszego posta był 'demotywator' takiej oto treści:

Gdyby choroby fizyczne – były traktowane podobnie jak psychiczne


Czy można się 'wziąć w garść' podczas zatrucia pokarmowego?
Czy można 'starać się wyjść' z krwotoku wewnętrznego?
Czy można 'zmienić myślenie', gdy w konsekwencji wypadku tracimy rękę?
Czy można po prostu spróbować nie mieć grypy?
No i w końcu czy można odstawić leki na cukrzycę w obawie, że zmienią nas w kogoś innego? 

Gdyby ktoś potraktował chorobę fizyczną jak psychiczną, prawdopodobnie zostałby wyśmiany, jego słowa uznane by były za żart. Logicznym wydaje się, że obiektywnie widoczny objaw czy uszczerbek na zdrowiu należy leczyć. Lecz to, że choroby psychicznej nie widać, nie znaczy, że jej nie ma, że chory wyolbrzymia objawy i siłą woli może sobie z nimi szybko poradzić, a one znikną 'jak ręką odjął'. NIE. Choroba psychiczna wymaga leczenia tak samo jak każda inna choroba.

Z badań CBOS z 2012 roku wynika, że 73% respondentów uważa, że choroby psychiczne są wstydliwe, więc chorzy powinni ukrywać je przed innymi. Osoba chora może odczuwać przez to wysoki lęk przez stygmatyzacją, przed dyskryminacją i wykluczeniem społecznym. Badania społecznego dystansu wobec osób chorych psychicznie pokazały, że badani wyrażają sprzeciw wobec piastowania przez osoby chore psychicznie takich stanowisk jak opiekunka (79%), nauczyciel (71%), lekarz (62%), burmistrz lub wójt (59%), szef w pracy (46%) czy proboszcz w parafii (44%). Ponadto badani dostrzegają dyskryminację osób chorych psychicznie w takich dziedzinach jak prawo do pracy, poszanowanie godności osobistej czy wykształcenie lub ochrona majątku.
Niepokojące jest to, że osoba cierpiąca na chorobę psychiczną może znaleźć się w sytuacji trudnej. Pokonać wstyd i powiedzieć innym, jednocześnie narażając się na utratę pozycji społecznej i stygmatyzację czy zachować to dla siebie, ukrywać i żyć nadal w strachu, że ktoś może się dowiedzieć? Dobrze wiemy jak istotne jest wsparcie społeczne w procesie leczenia zarówno chorób somatycznych, ale przede wszystkim psychicznych.

Mam wrażenie, że ludzie zapominają, że czasami można po prostu... milczeć. Że najlepszą formą pomocy może być wysłuchanie, przytulenie, po prostu... bycie. Bycie w pobliżu, podanie ręki, bycie obok, gdy potrzebna będzie rozmowa. To, że objawów nie widać, nie są obiektywnie mierzalne, to nie znaczy, że ktoś nie cierpi. Pamiętajmy, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie co czuje i jak mocno cierpi inna osoba. Tylko ona wie jak naprawdę się czuje.







czwartek, 13 października 2016

O tym jak łatwo można zwariować, czyli anorexia nervosa

Dzisiaj znowu więcej o problemach i zaburzeniach. Szczególnie o jednym wciąż bardzo aktualnym.

Opowiem Wam historię mojej znajomej, K, która próbowała zgubić parę kilogramów.
Zaczęła się spokojnie, nie wzbudzając niepokoju, bo przecież odchudzanie i bycie fit jest teraz TAKIE MODNE. Tymczasem często pomału zabija ofiarę od środka, powodując cholerny ból psychiczny i pozbawiając resztek tłuszczu i mięśni z ciała.

Oto ona. Anorexia nervosa.





K miała dwadzieścia kilka lat. W jej opowieściach słyszałam wiele o potrzebie zdobycia akceptacji otoczenia i zainteresowania rodziców, którzy akurat przeżywali kryzys. Niewinnie zaczęła odchudzanie, rezygnując z bardziej "tuczących" produktów. W pierwszym miesiącu zgubiła około 6 kilogramów. Potem okazało się, że to nie wystarcza. Trzeba zgubić więcej, szybciej! Pozostając na diecie 'jogurtowej' robiła się coraz węższa, odkrywając coraz więcej kosteczek, robiąc się coraz bardziej blada. Mimo, że dawno już osiągnęła swój pierwotny cel czyli zgubienie jakichś 10 kilogramów, nie zrobiła się pogodniejsza i usatysfakcjonowana swoim wynikiem. Rozmawiając z nią nie widziałam już tej wesołej K, która może i miała kilka kilo za dużo, ale przynajmniej ciągle się śmiała, cieszyła się życiem i uwielbiała spędzać czas z innymi ludźmi. Znajomi, których sama nazwała 'obcymi ludźmi, którzy wcale jej nie znają' podziwiali ją, ale nie widzieli hektolitrów smutku przelewającego się przez jej ciało. Ograniczenie jedzenia wciągnęło ją na dobre, zaczęła biegać, ćwiczyć, jeść 200 kalorii dziennie, ważyć najmniejsze wafelki ryżowe i rozdzielać je tak, by przypadkiem nie zjeść o 1 kalorię za dużo. Popadła w obsesję, mdlała na siłowni...


Właściwie nie wiem, czy jest sens by pisać o tym czym anoreksja jest. Chyba wszyscy to wiemy. Anoreksja jest zaburzeniem odżywiania, chorobą, obsesją. Objawia się niesamowitym lękiem przed przytyciem oraz zaburzonym obrazem własnego ciała. Chorej osobie wydaje się, że wciąż jest zbyt gruba, wciąż powinna zmniejszyć swoją wagę, mimo że rzeczywiście cierpi już na niedowagę. 

Anoreksja jest zatem okrutną chorobą, wyniszczając często prowadzi do śmierci. Jedną zastanawiającą mnie kwestią jest to, dlaczego jednym z kryteriów stwierdzenia anoreksji jest BMI równe lub mniejsze od 17,5. A więc jeśli dziewczyna waży więcej, czasami dużo więcej i zaczyna się głodzić i obsesyjnie pragnie dorównać wyglądem słynnej Twiggy, gubiąc przy tym 30 czy 40 a może i więcej kilogramów to nie stwierdzamy anoreksji aż do momentu gdy będzie ważyła te swoje 40 kilka kilogramów? Przepraszam, gdzie w tym sens? Sądzę, że osoba nie musi być maksymalnie wychudzona by nazwać ją anorektyczką. Jej waga startowa nie musi znajdować się w granicach normy. Anoreksja to myślenie, to obsesja, to lęk towarzyszący każdemu spojrzeniu na jedzenie, a nie liczba na wadze. 

W internecie wciąż jest wiele stron 'pro-ana', propagujących odchudzanie, wychudzenie, restrykcyjną dietę, głodówkę i katorgiczny trening. 'Motylki', bo tak te młode dziewczęta się nazywają, w ich opinii wzajemnie się wspierają, tak naprawdę prowadzą wyścig, w którym kryterium zwycięstwa jest większa ilość wystających kości. Czym jest meta? Śmiercią? Wydaje się, jak gdyby fora zrzeszające chore osoby były klubami samobójców, coraz bardziej zbliżających się do nieszczęsnego aktu. Bo przecież osoba cierpiąca na anoreksję niewiele różni się od samobójcy. Oboje dążą do autodestrukcji...

Jak skończyła się historia K? W końcu się otrząsnęła. Wygrała z anoreksją. Co ciekawe, walkę tę wygrała sama, bez pomocy psychologa czy psychiatry. Przyznaję, że byłam jedną z nielicznych osób, które zdawały sobie sprawę z jej problemu. Mimo, że jestem z niej dumna to wciąż utrzymuję, że jedyną drogą by poradzić sobie z atakiem anoreksji jest psychoterapia. 

Nieważne jak bardzo silnymi ludźmi jesteśmy - wsparcie ze strony innych i profesjonalna pomoc jest konieczna, choćby dlatego że zaczyna nazywać rzeczy po imieniu - "odchudzanie" nazywa po imieniu "anorexia nervosa", słowo "dieta" zmienia na "głodzenie się". Daje poczucie sprawstwa i pewności, że nie jest się samym. Pozwala zmienić myślenie o swoim ciele i w pełni je pokochać. A przecież to właśnie jest kluczem do szczęścia.

czwartek, 25 sierpnia 2016

Kobieta w kulturze muzułmańskiej - psychologiczne podejście do islamu


Tegoroczne wakacje spędzam w Anglii, trenując swój angielski, spotykając nowych ludzi, a przede wszystkim poznając nowe miejsca i nowe kultury. To, co robi tu na mnie największe wrażenie to tutejsza różnorodność kulturowa. Miks prawdziwych Anglików, ciemnoskórych, hindusów, muzułmanów, żydów, azjatów i wielu wielu innych. Mieszanina różnych kolorów skóry, języków, strojów i zachowań. Pozostaję w stanie fascynacji ilekroć wychodzę z domu. Lubię obserwować inne przyzwyczajenia i zachowania, zastanawiam się co siedzi w głowie każdego z nich. Wszyscy jesteśmy tu przecież tak podobni, wszyscy szukamy tu szczęścia, pracujemy, żyjemy, z drugiej strony wszyscy co innego jemy na śniadanie, inaczej modlimy się czy inaczej obchodzimy ceremonię zaślubin. Moim szczególnym zainteresowaniem obdarzam kobiety muzułmańskie. Jak one żyją i funkcjonują w swojej kulturze? Spójrzmy.


Kobieta w islamie, podejście psychologiczne



Uwielbiam spoglądać na młode muzułmanki. Mimo, że chowają swoje włosy pod hidżab,to na ich twarzach nigdy nie brakuje idealnego makijażu. Mało która obecnie nosi dżilbab, czyli tradycyjną szatę zakrywającą całe ciało. Ba, można by nawet uczyć się od nich mody! Często noszą torebki od Chanel czy choćby Michaela Korsa, a funkcję hidżab pełnią chusty od Prady. To właśnie dostrzegają przechodnie mijający je każdego dnia. Mało kto spośród innowierców wie jak wygląda ich życie. Mało kto wie, że może ta dziewczyna, która minęli dzisiaj na ulicy jest jedną z ponad połowy z 700 milinów muzułmańskich kobiet pozbawionych podstawowych praw, takich jak swoboda wyboru partnera, swoboda ubierania się, stylu życia czy właśnie... religii.


Islam odbiera im możliwość zakochania się i bycia z osobą, którą darzą uczuciem. Narusza więc jedną z podstawowych potrzeb według Masłowa. Dziewczęta są wydawane przymusowo za mąż, nie będąc jeszcze wcale ani psychicznie ani fizycznie gotowe do małżeństwa. Związek nie opiera się na równości. Kobieta jest tą słabszą, nieczystą, nieposłuszną, głupszą istotą, dlatego dozwolone jest stosowanie na niej kar cielesnych, które mają ponoć 'uprzejmie przypominać, o tym, że miłość i przyjaźń, które nakazał Allah wciąż znajdują się w ich związku'... Kobieta nie może zrealizować zatem potrzeby uznania, gdyż w oczach muzułmanina zawsze będzie niczym innym, niż tylko mało znaczącą żoną. Idąc dalej - kobieta musi być dziewicą przed zamążpójściem. Niespełnienie tego wymogu często wiąże się z karą w postaci 100 razów. Oprócz okresu menstruacji i okresu okołoporodowego mąż ma prawo wymagać od niej współżycia seksualnego kiedy tylko ma na to ochotę.


Jeszcze bardziej zniewolona jest kobieta w konswerwatywnej Arabii Saudyjskiej. Prawnie traktowana jest jak dziecko – bez zgody swojego opiekuna (najpierw ojca, potem męża) nie może pracować, opuszczać domu ani kraju. Nie może się realizować w sposób jaki sama by tego chciała. Na czas wyjazdu dostaje swego rodzaju dowód osobisty z możliwością lokalizacji – żeby przypadkiem nie ruszyła się gdzieś bez zgody swojego opiekuna. Nie może opuszczać domu bez założenia abai (szaty zakrywającej ciało 'od stóp do głów'). Mam wrażenie, że to takie ukrywanie kobiety przed światem, chowanie jej, odgradzanie jej, jak gdy kolejny symbol jej niskiej wartości w owym społeczeństwie. My nazywamy to więzieniem. One – beztroskim życiem, wolnym od płacenia rachunków, sprzątania domu czy pracy. 


Inaczej sprawa wygląda w Nigerii – tu niezamężna kobieta w ciąży może zostać ukamieniowana. W Algierii kobiety grające w piłkę nożną są mordowane. W Kaszmirze karą za nienoszenie burki jest strzał w stopę. W Jordanii regularnie mają miejsce honorowe morderstwa, gdzie męscy członkowie danej rodziny mordują kobietę — siostrę lub córkę — ponieważ według nich zhańbiła honor rodziny. W Somalii młodym dziewczętom zszywa się wargi sromowe. W Bangladeszu i Pakistanie kobietom odmawiającym małżeństwa lub sprzeciwiającym się małżonkom wylewa się kwas siarkowy na twarz. A w Afganistanie kobietę, która została zgwałcona czeka więzienie.


Posłuszeństwo jest egzekwowane bardzo skutecznie, pod groźbą przemocy a nawet śmierci. Mówi się, że nawet 91% z zabójstw honorowych na świecie to zabójstwa dokonywane przez muzułmanów. Ponoć tutaj, w samej Wielkiej Brytanii dochodzi do 17 tysięcy przymusowych małżeństw, napaści seksualnych czy innych aktów przemocy a nawet morderstw. W Turcji odsetek przemocy względem kobiet wynosi 42%. W Maroko... 82%. Świadczy to o braku zaspokojenia kolejnej fundamentalnej potrzeby według Maslowa - potrzeby bezpieczeństwa. Co więcej, w Arabii Saudyjskiej funkcjonuje policja religijna, której obowiązkiem jest między innymi legitymowanie par na ulicach, by upewnić się czy na pewno są oni małżeństwem oraz sprawdzanie czy sklepy zamykane są pięć razy dziennie na czas modlitwy. Policję religijną lub inaczej patrole muzułmańskie spotkać można obecnie i na ulicach Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy Niemiec.


Analizując kulturę muzułmańską nietrudno dopatrzeć się wielu przykładów łamania praw człowieka. No ale mamy przecież Powszechną Deklarację Praw Człowieka. Co z nią? Okazuje się, że jest kompletnie niewiążąca w krajach muzułmańskich. Tam zamiennikiem jest Kairska Deklaracja Praw Człowieka, która pozostawia szeroką przestrzeń do własnej interpretacji przepisów, co pozwala na usprawiedliwienie szariatem każdego nadużycia. Z drugiej strony wiele się zmienia. Wielu młodych muzułmanów opuszczą rodzime kraje by studiować na najlepszych uczelniach świata. Ponoć w samej Polsce mamy ponad 850 studentów z Arabii Saudyjskiej, z czego większość to kobiety. Część z muzułmanek zyskało prawo do świadczenia przed sądem, dziedziczenia czy zakładania własnych firm. Pomimo więc licznych ograniczeń pewne elementy islamu rozwijają się ku zachodowi. Jednakże tylko w Turcji prawo zezwala na równouprawnienie płci. Kolejna rzecz na jaką warto zwrócić uwagę to niejednolitość krajów muzułmańskich i muzułmanów. Tak jak nie każdy z katolik jest ortodoksyjny i chodzi co niedzielę do kościoła, tak i nie każdy muzułmanin musi przestrzegać każdego założenia swojego religijnego prawa. 


Co sami o tym sądzicie? Jaki jest Wasz pogląd na islam?



Źródło:http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,8813http://www.focus.pl/czlowiek/zlote-kraty-czyli-zycie-kobiet-w-arabii-saudyjskiej-11859strona=2http://www.polishexpress.co.uk/islamski-autorytet-wyjasnia-jak-odpowiednio-dyscyplinowac-zone/